Startujemy wcześnie rano pociągiem z Gdańska na Hel. Ładny nowoczesny
szynobus z wieszakami na rowery, nowoczesnymi toaletami i gniazdkami z prądem szybko dowiózł nas na miejsce startu etapu. Pogoda zapowiadała się idealna do jazdy, jedynie wiatr mógł nieznacznie utrudniać pedałowanie.
|
Petroniusz miał bilet na miejsce wiszące. |
Ze stacji na Helu odszukaliśmy najdalszy punkt w porcie gdzie trzasnęliśmy pamiątkowe foty i można było w końcu startować.
Ścieżka rowerowa z Helu prowadziła początkowo lasem i była to utwardzona dróżka leśna o nawierzchni szutrowej. Dalej ścieżka jest zbudowana z kostki betonowej, co przy słabym jej wykonaniu nie jest zbyt komfortowe dla rowerzystów. Jazda po jezdni jest ryzykowna i Policja często wychwytuje rowerzystów bo niestety sam półwysep jest wąskim gardłem komunikacyjnym dla wszystkich przemieszczających się.
|
Stąd ruszamy. Prawdopodobnie najdalszy punkt porcie. |
W połowie półwyspu robimy przerwę na śniadanie bo tego dnia nie braliśmy za wiele bagażu. Wyposażeni tylko w
sakwy na kierownicę zabraliśmy tylko niezbędne minimum, bo wracaliśmy tego dnia do naszej tymczasowej bazy w schronisku w Gdańsku. Rano nic nie jedliśmy bo spieszyliśmy się na pociąg, ale to był problem ponieważ na całej trasie z Helu do Gdańska nie brakuje sklepów.
|
Przerwa na śniadanie. |
Ruszamy dalej wąskim pasem lądu, a właściwie najwęższym na całym półwyspie odcinkiem. Podziwiamy prace budowlane, które idą pełną parą prawie w każdej mijanej miejscowości. Niektóre jeszcze trwają, a inne są już na ukończeniu i
cieszą oko. Co jakiś czas zatrzymujemy się na pamiątkowe foty, żeby dokumentacja fotograficzna wyprawy była kompletna.
|
Mateusz w Porcie w Kuźnicy. |
|
Petroniusz w porcie w Kuźnicy. |
Około 3 km od Władysławowa w pięknych okolicznościach przyrody Maciek łapie gumę. Nie wiadomo czy to luźna kostka betonowa czy jakieś ostre śmieci uszkodziły dętkę. Naprawa trwa chwilę i ruszamy dalej, by za kilkaset metrów złapać następną gumę. Tym razem Mateusz musi wypełnić misję awaryjna i pojechać do Władysławowa po
nową dętkę. W tym czasie kilkunastu napotkanych rowerzystów oferuje swoją pomoc.
|
Druga awaria tuż przed Władysławowem. |
Na szczęście była to już ostatnia awaria na tym etapie. Na wszelki wypadek po drodze robimy zakupy w sklepie rowerowym i uzupełniamy brakujące dętki oraz kupujemy nowe pojemne bidony. Żegnamy się z półwyspem i główna drogą kierujemy się w stronę Pucka, by przed samym miastem zjechać na ścieżkę rowerową.
|
Port w Pucku. |
|
Komitet powitalny w Pucku. |
Trochę asfaltem, trochę płytami betonowymi oraz drogami polnymi zbliżamy się do Gdyni, która zaskakuje nas górkami. Na szczęście nie ma za wiele podjazdów, bo mamy już w nogach ponad 50 km. Zaczynamy myśleć o obiedzie i wybór pada na
naleśniki. Uzupełniamy stracone kalorie bo przed nami jeszcze rajd przez całe Trójmiasto do schroniska.
|
Port w Gdyni. |
|
Uchwycony znienacka. |
Posileni naleśnikami oraz kawą i pączkiem ruszamy w kierunku Gdańska i ostatni etap staramy się prowadzić blisko morza zwiedzając po drodze co nieco. Mijamy Grand Hotel w Sopocie, czerwony most i stadion w Gdańsku oraz stocznię. Etap jak na nasze zeszłoroczne dokonania dosyć długi, ale jechaliśmy bez pełnego bagażu.
|
Stadion Energa Gdańsk. |
|
Żurawie w stoczni w Gdańsku. |
W schronisku oprócz wyczekiwanego prysznica czaka na nas harmider robiony przez kilka wycieczek. Są Polacy Niemcy, którzy tak jak my postanowili zamieszkać w tym samym miejscu i czasie. Kolejki do łazienek i wszędzie tłumy i hałasy. Czy damy radę w tym zamieszaniu pozbierać siły przed kolejnym dniem? Na wszelki wypadek uzupełniamy płyny testując wszelkie dostępne w sklepie wody mineralne. Chwilę przed zamknięciem wpadamy do księgarni po mapy i jesteśmy gotowi by rano ruszyć dalej.
|
Widok z naszego okna w schronisku. |
Wyszło nam prawie 100 km.