Opuszczamy wcześnie rano
Zielone Zacisze w Hajnówce (wcześnie jak na nas bo wschód słońca był już dawno). Pogoda w sam raz do jazdy rowerem – ani za ciepło, ani za zimno. Ruszamy podziwiając architekturę wschodu zwłaszcza tę religijną. Przez większość trasy będą man towarzyszyły cerkwie.
Ruch na drodze zerowy i dodatkowo mamy do dyspozycji piękną ścieżkę rowerową. Każdy jedzie swoim tempem ale spotykamy się co jakiś czas na postojach. i newralgicznych punktach kierunkowych.
|
Autostrady rowerowe. |
|
Chwila dla fotoreportera. |
|
Jeszcze zamknięte, więc ruszamy dalej. |
|
Słupek graniczny wygląda na oryginalny… |
Wyjechaliśmy wcześnie w niedzielę więc mały ruch jest jak najbardziej uzasadniony. Momentami brak ścieżki a nawet pobocza zupełnie nam nie przeszkadza, bo przez większość czasu jesteśmy jedynymi użytkownikami drogi.
|
Droga do … dokąd? |
|
Las krzyży. |
|
Brak pobocza, brak jakiegokolwiek ruchu. |
Kierujemy się na Kleszczele i po osiągnięciu tej miejscowości popełniamy błąd taktyczno – nawigacyjny. Początkowo jedziemy główną, dłuższą drogą, ale w pewnym momencie musimy odbić na szlak Gren Velo.
|
Kamień – pomnik. |
|
W czynie społecznym. |
|
Niebieskie dachy. |
Wszyscy okoliczni mieszkańcy są jeszcze na nabożeństwach w cerkwiach. Przy drodze nie ma za wiele sklepów i knajpek, a które są to pozamykane. Nie możemy więc skonsultować z tubylcami jak wygląda nasza dalsza nawierzchnia.
|
Jak wyżej. |
|
Święty Florian. |
|
Ruchu brak. |
Za Czeremchą Wieś docieramy do szlaku Gren Velo którym musimy przejechać kilka kilometrów. Nie jest to wcale łatwe bo droga jest piaszczysta i nie nadaje się dojazdy takimi rowerami, którymi jedziemy.
|
Na szlaku rowerowym Gren Velo nawierzchnia nie pozwala na jazdę. |
Nareszcie koniec piachów i zaczyna się asfalt kiepskiej jakości i kocie łby. Ludzie powoli wracają z cerkwi. Zaczyna się ruch, a w wioskach przy sklepach budzi się życie. Możemy więc zatrzymać się na oranżadowe konsultacje z miejscowymi.
Jedyny pożytek w okolicy ze szlaku Gren Velo to Miejsca Obsługi Rowerzystów gdzie robimy odpoczynki. W upale kierujemy się krętymi drogami do
promu na Bugu Zabuże – Mielnik Przedmieście.
|
Dawny CPN przetrwał próbę czasu. |
W okolicy kursują dwa
promy, ale dziś tylko pracuje ten w Zabużu. Polecam sprawdzać ich pracę bo mogą być okresowo nieczynne.
Przy okazji podziwiamy uroki okolicy. Starą architekturę i tę współczesną, ale stylizowaną w miejscowym klimacie. Pędzimy do promu bo planujemy przerwę obiadowa zrobić w kolejce w oczekiwaniu na przeprawę .
|
Zmiana mapy. |
|
Za chwile nasza kolej. |
|
Na promie. |
Okazuje się jednak, że rowerami przeprawiamy się pierwszym dostępnym kursem bo miejsce dla pieszych i roweżystów znajduje się pomiędzy pojazdami na promie.
|
Teraz czas na przerwę obiadową. |
Na drugim brzegu Bugu siadamy pod wiatą i zajadamy melona z szynka parmeńską na obiad. Przeglądamy mapkę i zastanawiamy się gdzie dziś dojedziemy na nocleg.
|
Zmiana województwa. |
Po przeprawie promowej wkraczamy na teren województwa mazowieckiego, które sięga w tym miejscu prawie pod granicę i za kilka kilometrów wita nas województwo lubelskie. Jest tu system szlaków rowerowych oznaczony numerami na głównych skrzyżowaniach. Dokładny opis systemu i mapka w dużej rozdzielczości dostępne są na stronie
https://24wspolnota.pl
Gdzieś w trakcie pedałowania Magdalena znajduje nam nocleg z kolacją i wiemy już w tym momencie ile nam jeszcze zostało do pedałowania. Nocleg będzie z kolacją więc nie musimy troszczyć się o zakupy. Możemy skupić się na połykaniu kilometrów i podziwianiu okolicy.
|
Infrastruktura nieużywana. |
Docieramy do celu naszego odcinka. Na miejscu właścicielka daje nam chwilę na zastanowienie gdzie chcemy nocować, bo mamy do dyspozycji całe
gospodarstwo. Decydujemy się na nocleg w stajni, gdzie na miejscu sa prysznice i toalety oraz sporo miejsca dla nas i naszych rowerów.
|
Upragniony nocleg. |
Zwiedzamy trochę naszą siedzibę, a następnie udajemy się na zasłużony odpoczynek bo kolejny dzień mamy zamiar zacząć wcześnie. Prognozy nie są optymistyczne, chcemy więc znaleźć okienko pogodowe żeby nie pedałować w deszczu.
W ciągu dziewięciu godzin jazdy pokonaliśmy ponad 125 km. Może nie jest to dużo, ale był to już kolejny dzień i jazdy i kolejny większy kilometraż.