Etap 4 dzień 6 Żywiec – Wisła – Pawłów

Mgła nad Jeziorem Żywieckim.
Wstajemy i ruszamy tuż po piątej. Od razu w Żywcu rozdzielamy się i gubimy. Na szczęście w pustym jeszcze mieście wiemy, że musimy kierować się na Węgierską Górkę. Na szczęście przed rogatkami spotykamy się ponownie i pedałujemy do celu.
Powietrze w Żywcu jest bardzo wilgotne, a temperatura cały czas rośnie. W takich warunkach musimy pedałować coraz bardziej pod górę. Im dalej tym bardziej stromo i gorąco robi się na trasie. Momentami w okolicach Koniakowa jest tak stromo, że już nawet ciężko pchać rower z sakwami. Jechać nawet nie ma szans, bo nie można ruszyć z miejsca rowerem.
Do Wisły coraz bliżej, a Mateusz podejmuje decyzję, że tam kończy jazdę i wsiada do pociągu. Przed nami jednak jeszcze długi podjazd na Przełęcz Krowiarki. Wspinamy się na raty jedząc po drodze lody o gofry w różnych miejscach. Do Wisły prowadzą nas już jednak chmury i lekki deszcz.
Miś.
Na obiad zjadamy pizzę przy głównym pasażu i rozdzielamy się zgodnie z ustaleniami. Niestety deszcz pada już cały czas, raz mniejszą, raz z większą siłą. Z cel postawiłem sobie dojechać w okolice Raciborza tam gdzie uda mi się znaleźć nocleg. Momentami zaczyna tak mocno padać, że chowam się na przystanku.
Drogę skracam odrobinę przez Czechy podziwiając tutejsze rozwiązania organizacji ruchu rowerów. Bezskutecznie szukam noclegu uciekając przed deszczem pod dach na przystankach. W końcu udaje mi się znaleźć nocleg za Raciborzem, więc zostało mi tylko 30 km. Naciskam na pedały i analizuję jak dotrzeć do celu najłatwiejszą drogą.
Wytyczona ścieżka na jezdni.
Niestety tuż przed Raciborzem, przy palcu budowy zbiornika przeciwpowodziowego oblepia mi się  błotem cały rower i uszkadzam tylną przerzutkę. Nie jestem w stanie nic zrobić bo rower jest tak oblepione, że zostaje tylko pchanie i ewentualna jazda rozpędem z górki. Szukam myjni, żeby oczyścić napęd i przynajmniej tymczasowo zrobić singla bez tylnej przerzutki.
Właściciel kwatery proponuje pomoc, ale ja muszę koniecznie najpierw umyć siebie i rower, bo błoto mam wszędzie. Po północy docieram swoim „singlem” na nocleg. Szybka kąpiel i zasypiam nie myśląc co czeka mnie rano i jak potoczy się dalsza jazda.
Tego dnia zrobiłem ponad 140 km.